niedziela, 5 marca 2017

ROZDZIAŁ XI part 2

- Wzywają cię. Do Wielkiego Domu.
Słysząc te słowa byłam pewna, że zwariowałam. Albo ja, albo oni. Dziś do Wielkiego Domu mieli zostać wezwani członkowie grup ratunkowych - a jakoś nie wydaje mi się, żebym była jednym z nich. 
Jason wyszedł speszony przed domek mówiąc, że na mnie poczeka. Wstałam z łóżka i rozejrzałam się w poszukiwaniu ubrania, które rzuciłam na oparcie któregoś z krzeseł. Zauważyłam, że Percy jeszcze nie wrócił - pewnie od kolacji siedział w Wielkim Domu i ustalał wszystko z Chejronem i resztą.
Ubrałam się naprawdę szybko i wybiegłam do Jasona w ciemną noc. Czekał na mnie siedząc na schodkach, ale gdy tylko zobaczył że wyszłam, wstał i pobiegł w stronę Wielkiego Domu. Nie miałam zbyt dużego wyboru i po krótkim wahaniu pobiegłam za nim.
W Wielkim Domu roiło się od ludzi. Zobaczyłam Megi i uśmiechnęłam się w duchu, bo to oznaczało, że idzie na misję. Nie mogło zabraknąć też samej Reyny i Franka. Nie widziałam nikogo, kto mógłby być trzecim członkiem rzymskiej grupy. Rozglądałam się dalej ponad głowami zgromadzonych i wtedy mój wzrok padł na twarz osoby, której nie spodziewałam się tu zobaczyć. Tu ani nigdzie indziej.
Charlie.
Zatkało mnie. Chłopak, którego przez pierwsze kilka dni uznawałam za halucynacje z przemęczenia i głodu, okazał się jak najbardziej prawdziwy. Rozmawiał jak gdyby nigdy nic z Annabeth. Wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi ustami i już miałam po cichutku wycofać się z salonu na ganek, kiedy znikąd między herosami pojawił się Chejron i poprosił wszystkich o uwagę.
- Herosi - rozpoczął swoje podniosłe przemówienie - jak wiecie zebraliśmy się, aby wysłać dwie grupy z tą samą misją - odnalezienia Oktawiana. Siadajcie, proszę.
Pokazał na wszechobecne kanapy, pufy i drewniane stołki, a sam schował się do swojego magicznego wózka. Skinął głową na Annabeth, która z plikiem kartek w ręku wystąpiła na środek.
- No więc tego... - przemówiła trochę kulawo dziewczyna - Przeczytam teraz osoby, które znajdą się w grupie greckiej. Są to Megi Fisher, Charlie McAllister i Leanne Asplin.
Wszyscy spojrzeli na mnie, a ja szukałam wzrokiem mojego brata, Percy'ego, który może byłby mi to w stanie wytłumaczyć. 
Megi dosiadła się do mnie i miała mniej więcej taką minę, jakby ktoś kazał jej zjeść sto surowych kasztanów. Spojrzałyśmy po sobie i obie byłyśmy tak samo zdezorientowane.
Reyna wyczytała rzymską grupę, w której skład wchodziła ona, Frank i, ku mojemu zdziwieniu, Jason, który słysząc swoje imię poruszył się niespokojnie. Wszyscy usiedliśmy na krzesłach najbliżej Chejrona.
Centaur ponownie przemówił:
- Wspólnie uznaliśmy, że wymienione osoby najlepiej nadają się do wypełnienia zadania. Wierzymy w was. Wierzymy, że jesteście jedyną nadzieją Oktawiana. Tylko wy możecie go odnaleźć. I zrobicie to, ponieważ jesteście świetnymi herosami.
Siedziałyśmy wspólnie, ja i Megi, w totalnym szoku i niedowierzaniu. My. Na misję. To tak, jakby wytypować Toma do lepienia słoni z modeliny. Bardzo niekorzystne dobranie zadania do osoby mającej je wykonać.
Jedynie Charlie wydawał się całkowicie rozluźniony. Uśmiechał się głupkowato do wszystkich i raz po raz zamieniał parę słów z Jasonem.
Co jakiś czas łapałam się na tym, że się na niego gapię. Oto człowiek-zagadka stał przede mną i bynajmniej nie zamierzał rozpłynąć się w powietrzu w chwili, gdy mrugnę oczami. Na wszelki wypadek przymknęłam na chwilę oczy. Nie zniknął, był tam nadal i śmiał się z czegoś, co powiedział mu Jason. Nie pojmowałam tego. Przyznaję, czułam się dobrze z tym, że być może jest jakimś moim wytworem wyobraźni. A tymczasem on istniał naprawdę i ja, Leanne Asplin miałam spędzić z nim najbliższe tygodnie życia.
- Hej - Megi trąciła mnie po ramieniu - W porządku? Ślinisz się.
- C-co? - szybko wytarłam kącik ust wierzchem rękawa od pidżamy. Poczułam, jak się czerwienię. Musiałam szybko zmienić temat, bo Megi zerkała na mnie i uśmiechała się podejrzliwie, co wcale mi się nie podobało.  
- Właściwie kim on jest? - zapytałam może trochę zbyt cicho, bo zaraz Megi przysunęła się do mnie dając mi do zrozumienia, że nie usłyszała ani słowa z tego co do niej przed chwilą powiedziałam. Zbliżyłam swoje usta tak blisko jej ucha, jak tylko się dało i powtórzyłam pytanie. Ku mojemu rozczarowaniu, moja przyjaciółka nie za bardzo wiedziała, o co mi chodzi.
- No jak to? to jest Charlie, półbóg - i odwróciła się do Annabeth, żeby przedyskutować przebieg misji.  Przewróciłam oczami i zaczęłam przyglądać się chłopakowi z miejsca, gdzie siedziałam. Charlie rozmawiał żywo z Jasonem, z którym rozważał, czy powinni ruszyć w to samo miejsce i przeszukać je w podwójną liczbę osób, czy jednak rozdzielić się i przeszukać dwa razy więcej miejsc, ale za to mniej dokładnie. Chłopak z plaży nie wyglądał ani podejrzanie, ani niewinnie. Było w nim coś, co mnie intrygowało. Jakim cudem mógł tak szybko zniknąć z domku na drzewie Calvina? Albo jeszcze lepiej - skąd znał moje pełne imię? Z tego co pamiętałam, nie przedstawiłam się nikomu jak Leanne Olivia Riley-Asplin...
- Gapisz się.
Znowu to zrobił! Aż podskoczyłam ze strachu, a on stał sobie z tym cieniem uśmiechu na ustach, jakby zastanawiał się, czy uśmiechnąć się teraz, czy za parę chwil.
-  I skradając się do mnie miałeś na celu, właściwie co? - zapytałam oskarżycielsko. Nie podobało mi się, że działa na mnie w ten sposób. Intrygował mnie. I wkurzał. A to nigdy nie jest dobra mieszanka. Uśmiechnął się, w odpowiedzi na moje słowa. Miał ładny uśmiech.
- Chciałem zapytać jak się miewasz, ale skoro nie jestem mile widziany... - zawiesił głos w oczekiwaniu na moją reakcję, która oczywiście nastąpiła, i to dokładnie taka, jakiej się spodziewał.
- Nie! - prawie wykrzyknęłam, przez co kilka głów zwróciło się w naszym kierunku, a ja spiekłam raka. - To znaczy.. Nie, nie jesteś tu niemile widziany. Znaczy, jesteś mile widziany - gubiłam się w tym co mówiłam - Możesz zostać...
Uśmiechnął się szerzej i przysiadł obok mnie na kanapie. Przez chwilę oboje siedzieliśmy cicho, po czym zaczęliśmy mówić w tym samym momencie:
- Właściwie to kim...
- jestem ciekawy,..
Zaśmiał się szczerze i zauważyłam dołeczki w jego policzkach. Oj, niedobrze. Za duże stężenie uroku osobistego w jednym miejscu. S.O.S.
- Proszę, mów pierwsza.
Przymrużyłam oczy i, przyznaje się, zagapiłam się na niego. Znowu. Po chwili jednak otrząsnęłam się, ale już było za późno - pytanie zupełnie wyleciało mi z głowy!
Potrząsnęłam głową i spojrzałam na niego.
- Zapomniałam...
- Nie ma sprawy, kobietom często zdarza się to w moim towarzystwie - odparł z lekka dumą słyszalną w głosie.
- Naprawdę?
- Nie - uśmiechnął się, a w jego oczach zapaliły się wesołe iskierki.
Walnęłam go w ramię i już miałam powiedzieć coś błyskotliwego, kiedy Chejron uniósł rękę, aby uciszyć towarzystwo. Przeniosłam na niego swój wzrok - wyglądał poważnie. Może dlatego, że siedziałam wśród herosów, którzy wpatrywali się w niego jak w obrazek, albo, nie, wpatrywali się w niego jak w przewodnika, dowódcę. Ufali mu. Może właśnie dlatego ja też postanowiłam mu zaufać. Wziąć to wszystko na klatę. Pogodzić się z rzeczywistością. Może i nie pamiętam kluczowego momentu mojego życia, kiedy to rodzice zdecydowali się wysłać mnie do poprawczaka, ale zamierzam żyć tu i teraz, i dać z siebie wszystko, ruszając na ratunek temu wnerwiającemu, słomianowłosemu chłopcu.