Pamiętacie to uczucie, gdy jako sześciolatki wbiegaliście do galerii handlowej i waszym oczom ukazywał się widok nie z tej ziemi? Samochodziki, lalki barbie i pluszaki poustawiane na półkach sięgały nieba. Do tego dochodzili ci wszyscy sprzedawcy lizaków wielkości waszych głów i żelków z kwaśną posypką długą jak twoja prawa noga. Pomnóżcie to razy dziesięć, to może uzyskacie efekt podobny o tego, co ja czułam krążąc z Megi po obozie.
To miejsce było niesamowite. Idealnie zielona trawa, równiutkie ścieżki z białych kamieni wygładzonych przez wodę, i to dziwne zjawisko, kiedy burzowe chmury omijają tereny obozu, jakby był przykryty szklaną bańką.
Obóz był ogromny. Ciągnął się od wzgórza z sosną aż do brzegu oceanu. Miał na swoim terenie wejście do lasu wielkiego tak, że nawet sobie nie wyobrażałam. Plaża przyciągała mnie swoim miękkim piaskiem i słońcem odbijającym się w falach. A w oddali majaczyło jakieś dymiące wzgórze.
Dymiące wzgórze okazało się niczym innym, jakże popularną u Nowym Jorku ścianką wspinaczkową. Z lawą. Prawdziwą, gorącą lawą spływającą po ścianie i wyparzającą wszelkie zarazki z twojej skóry. Tak, twojej.
W domu chodziłam na taką co tydzień. Dodatkowo latały nade mną harpie i dziobały mnie w ramiona i łydki, dla rozrywki.
Kilkoro obozowiczów wspinało się na sam szczyt. Oczywiście, bez zabezpieczeń. bo na co ci one, kiedy z góry leje ci się lawa?
Na naszych oczach jeden z nich, blondyn w błękitnej koszulce, zleciał jakieś cztery metry w dół i spadł na plecy.
Kiedy ja zastanawiałam się, jakie kwiaty kupić mu na pogrzeb, Megi ze stoickim spokojem podeszła do niego z butelką tego samego płynu, który postawił mnie na nogi dzisiaj rano. W pięć minut potem chłopak, może trochę obolały, zasuwał z powrotem w górę ku szczytowi.
Musiałam tego spróbować.
***
Natępnie Megi zaprowadziła mnie na wielką arenę treningową. Była zbudowana na wzór starożytnych aren, na których odbywali swoje treningi prawdziwi gladiatorzy, i na której zdrapywali sobie krew przeciwnika z butów.
Z trzech stron otaczały ją rzędy kamiennych siedzisk, wysokich na jakieś trzy metry-cztery metry. Aktualnie przebywało na niej kilku gapowiczów i dwie pojedynkujące się pary.
W jednej z nich zauważyłam wysokiego chłopaka o ciemnych, brązowych włosach, lekko kręconych i krótko przystrzyżonych zgodnie z teraźniejszą modą.
Był dobrze zbudowany i w jednej chwili rozbroił dziewczynę próbującą go pokonać.
Była średniego wzrostu, a kiedy zdjęła hełm wysypały się spod niego na kark jej złote loki. Bynajmniej nie wyglądała na zmartwioną przegraną w pojedynku. Uśmiechała się szeroko i kiedy nas zauważyła, pomachała nam energicznie. Megi również się uśmiechała i pociągnęła mnie w jej stronę.
Stojąc na środku areny czułam się jak w centrum jakiejś ważnej walki.
- Cześć Megi! - złotowłosa uścisnęła mojego przewodnika. - Przyprowadziłaś kogoś nowego?
- Niektórzy olewają śniadanie po to, żeby mieć arenę tylko dla siebie - wytłumaczyła mi półgębkiejm Megi. Po chwili dodała:
- Tak, Sophie, przedstawiam ci Leanne. Nieokreślona - dopowiedziała szybko, przewidując kolejne pytanie. Sophie pokiwała głową ze zrozumieniem i odwróciła się do chłopaka z którym się pojedynkowała.
- Ej, Max! MAX! Chodź na chwilę!
Max, który właśnie oblewał sobie całą twarz wodą z butelki, i wyglądałoby to cholernie seksownie, gdyby nie miecz przytroczony do jego pasa. Wytarł twarz w ręcznik i podszedł do nas, bez entuzjazmu.
Był przystojny. Jego czekoladowe oczy emanowały opanowaniem i, co zauważyłam dużo później, nienawiścią do wszystkich.
- Co jest?
Dopiero teraz na mnie spojrzał. Nie wiem, czemu, ale peszyło mnie to i zrobiłam dyskretny krok za Megi, chcąc się przed nim schować. Niestety, chyba nie uszło to jego uwadze.
Brawo za odwagę, Annie!
- Nowa? - zapytał w sposób wyrażający pogardę dla mojej osoby. - Kto jest jej boskim rodzicem?
- Nie wiemy, ale myślę, że długo nie będziemy musieli czekać - powiedziała Sophie z iskierką w oku.
- Tak myślisz?
Nie wiem czemu, ale nagle wezbrał we mnie gniew. Nie moja wina, że się tu znalazłam! Wykrzywiłam usta tak jak ja to tylko robię i patrzyłam na niego spod przymrużonych powiek.
On również nie wyglądał na zadowolonego, i najwyraźniej zdarzyło się to nie pierwszy raz, bo Megi z kwaśną miną chwyciła go mocno za umięśnione ramię i wzięła go na stronę gdzie energicznie zaczęła coś mu tłumaczyć, i choć bardzo starałam się nie podsłuchiwać, to mój boski rodzic musiał mieć jakiś wyrąbany w kosmos zmysł słuchu, po moim uszom nie umknął żaden szczegół.
- Co ty sobie wyobrażasz? Musisz przelewać swoje wszystkie żale na każdego kto znajdzie się pod wpływem twojego uroku?
- A mam wybór? Może gdybym wiedział, kto jest moim boskim rodzicem, nie byłoby problemu.
- Max, bądź cierpliwy.
- Czekam od roku. Od roku cisza. A głos który śni mi się co noc o dziwo nie powiedział, do kogo należy. Moja cierpliwość się kończy.
Dziewczyna spojrzała nie niego ze współczuciem.
- Mówiłam ci, że to najpewniej Hefajstos. I proszę cię, nie bądź taki naburmuszony. Annie jest tu nowa. Zróbmy na niej jak najlepsze wrażenie.
- Ta, jasne.
- Max?
- Dobra! Niech ci będzie.
Zaczął iść z powrotem do nas, więc szybko schyliłam się do trampka udając, że wiążę sznurowadło. Nawet jeśli Sophie uznała to za dziwne zachowanie, nie dała nic po sobie poznać.
- Annie, to jest Max Stoner. Nieokreślony - Megi szturchnęła Maxa, i chłopak, chcąc nie chcąc, zmuszony był uścisnąć mi rękę. Wstałam jak nigdy nic z klęczek i popełniłam koszmarną gafę.
- Wiem - powiedziałam z szerokim uśmiechem.
Słodki Zeusie.
Megi spojrzała na mnie z zaciekawieniem i już otwierała usta, żeby zadać wiadome pytanie, ale ją uprzedziłam.
- Wiem, że ma na imię Max!
- Jasne, super - zabrał rękę i schował ją do kieszeni. Jestem prawie pewna, że wytarł ją w ten sposób z potu, który tam zostawiłam...
- Jestem Leanne Asplin. Nieokreślona, z tego co wiem - zwróciłam się do niego z powrotem, a patrzył na mnie jakbym co najmniej zabiła mu matkę. Lub ojca. Kto go tam wie. - Cokolwiek to wszystko znaczy.
- To znaczy, że nie wiadomo, kto jest twoim boskim rodzicem - odparł bezbarwnym tonem.
- Mam oboje rodziców.
- Biologicznych?
- Właściwie to Pat jest moim trzecim "tatą", jeśli mogę go tak nazwać.
- Czyli ojciec.
- Słucham?
- To znaczy, że twój boski rodzic jest mężczyzną.
- No tak. Oczywiście.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, kiedy ja nagle oprzytomniałam i zwróciłam się do Megi, przy okazji ukrywając przed Maxem rumieniec wypływający na moje blade policzki.
- A właściwie kto jest twoim boskim rodzicem?
- Jestem córką Ateny.
Przypomniałam sobie tłum rodzeństwa Annabeth przy stoliku nr 6 i samą Annabeth ze swoimi blond puklami, szarymi oczami i figurą lekkoatlety.
Megi musiała zobaczyć mój zaskoczony wyraz twarzy, bo uśmiechnęła się do mnie i poklepała po ramieniu. Przynajmniej to miała identyczne jak Annabeth. Uśmiech.
- Owszem, nie wyglądam jak reszta mojego rodzeństwa, ale dzięki temu jestem jeszcze bardziej wyjątkowa. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, czarny to mój naturalny kolor. Nie farbowałam ich.
- A Sophie? Może powiecie mi, że jest córką Dionizosa, tylko jest trochę bardziej wyjątkowa. I ładniejsza od oryginału.
Złotowłosa spojrzała na mnie i też się szeroko uśmiechnęła.
- Nie, ja jestem córką Apolla. I mam brata.
- No niemożliwe, że masz brata. Opowiedz nam, jak to się stało.
Max wykonał klasyczny plask dłonią o twarz i poszedł po swój hełm. Sophie zaśmiała się uroczo.
- Nie miałam na myśli mojego boskiego rodzeństwa. Mam brata bliźniaka, Ryana.
Opadła mi kopara, ale szybko pozbierałam ją z podłogi i przybrałam obojętną minę.
- Trojaczki są u Hermesa a sześcioraczki trafiły do Demeter.
- Właściwie - wtrąciła Megi - Buerke'owie to bardzo ciekawy przypadek, bo jedyny w historii. Nigdy dotąd nie zdażyło się, żeby bóg miał dwoje dwoje dzieci z jednej ciąży, jeśli mogę to tak nazwać.
- Nie możesz - wtrąciła Sophie.
- Nie przerywaj mi. W każdym razie, nic nam nie wiadomo o bliźniakach. Wiemy tylko o dwóch przypadkach, kiedy w jednej rodzinie urodziło się dwóch herosów. Bracia Hood, których miałaś okazję poznać...
Przypomniałam sobie ich elfie rysy i błękitne oczy. A potem przypomniałam sobie ich pięćdziesiątkę rodzeństwa. Na Zeusa.
- ... i Thalia i Jason. Ale oni na chłopski łeb się nie liczą.
Spojrzałam na nią szczerze zaciekawiona. I spodobało mi się to jej porównanie.
- Całe szczęście, że jestem dziewczyną, bo możesz mi wszystko pięknie opowiedzieć.
- Nie ma za bardzo co opowiadać. Thalia jest córką Zeusa i jednoczeście starszą siostrą Jasona, który z kolei jest synem Jupitera.
Zeus, Jupiter, rodzeństwo, ten sam bóg-rodzic.
- Chcesz mi powiedzieć, że bogowie istnieją również w rzymskiej formie?
- Na pewno masz biologiczną matkę? Pasowałabyś mi na córkę Ateny. Za szybko wszystko łapiesz...
- Ej, to nie było miłe.
Uniosła dłonie w geście obronnym. Zadałam kolejne pytanie, skoro już zaczęliśmy grę w pytania na poziomie.
- A gdzie ten Jason mieszka? Bo, z tego co ogarnęłam, tu są sami greccy herosi.
- Tutaj.
- Że jak?
- Odwołuję, że wszystko łapiesz. Nic już nie rozumiesz, prawda?
Kiwnęłam głową.
- Powiedzmy, że wszystko mi się pomieszało i wyszła z tego pizza z czekoladą wielkości iPoda.
- Smakowicie - mruknęła pod nosem Megi.
- Więc co z tym Jasonem?
- Znane jest ci takie pojęcie jak miłość? Zakochany kundel itp? Spoko, mi też nie. Ale tak jakoś wyszło, że Piper, jego dziewczyna, jest greczynką, grupową domku Afrodyty. Więc został. Teraz pewnie szlaja się gdzieś ze swoim przyjacielem, Leonem.
- Leonem...?
- Super ciacho - wtrąciła Sophie, po czym natychmiast spiekła raka. - Nie żeby to coś zmieniało. Jest strasznie irytujący, ale zdolne z niego ciacho. Dziecko, znaczy się. Zdolny chłopak. Kiedyś ci go przedstawię.
- Tutaj.
- Że jak?
- Odwołuję, że wszystko łapiesz. Nic już nie rozumiesz, prawda?
Kiwnęłam głową.
- Powiedzmy, że wszystko mi się pomieszało i wyszła z tego pizza z czekoladą wielkości iPoda.
- Smakowicie - mruknęła pod nosem Megi.
- Więc co z tym Jasonem?
- Znane jest ci takie pojęcie jak miłość? Zakochany kundel itp? Spoko, mi też nie. Ale tak jakoś wyszło, że Piper, jego dziewczyna, jest greczynką, grupową domku Afrodyty. Więc został. Teraz pewnie szlaja się gdzieś ze swoim przyjacielem, Leonem.
- Leonem...?
- Super ciacho - wtrąciła Sophie, po czym natychmiast spiekła raka. - Nie żeby to coś zmieniało. Jest strasznie irytujący, ale zdolne z niego ciacho. Dziecko, znaczy się. Zdolny chłopak. Kiedyś ci go przedstawię.
Uśmiechnęłam się i rzuciłam Megi porozumiewawcze spojrzenie.
Tylko Max, który przed chwilą wrócił, siedział cicho i gapił się na mnie jak na ostatniego hot-doga na talerzu.
- Co jest? - zapytałam pewna, że jestem gdzieś ubrudzona. - Mam coś na twarzy?
Tylko Max, który przed chwilą wrócił, siedział cicho i gapił się na mnie jak na ostatniego hot-doga na talerzu.
- Co jest? - zapytałam pewna, że jestem gdzieś ubrudzona. - Mam coś na twarzy?
Nadal się gapił i choć nie odpowiedział i tak spłonęłam rumieńcem. Jego oczy, ciemne i głębokie, zdawały się mnie przenikać na wylot. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie jest przypadkiem bratem Annabeth.
- O co ci chodzi, bo zaczynam się bać?
Otrząsnął się nagle i przeniósł swój wzrok na najpierw Megi, potem na miecze wciąż leżące na piasku, i z powrotem na mnie.
- O co ci chodzi, bo zaczynam się bać?
Otrząsnął się nagle i przeniósł swój wzrok na najpierw Megi, potem na miecze wciąż leżące na piasku, i z powrotem na mnie.
- Zastanawiam się, czy przypadkiem ty nie farbujesz włosów.
Trochę mnie to obraziło, ponieważ byłam naprawdę dumna ze swoich włosów i bardzo je lubiłam.
Dlaczego pytał, czy je farbuję?
Moje włosy są platynowe. Nie zupełnie białe, sięgają mi mniej więcej do ramion. Ostatnio musiałam je ściąć, bo pewnien chłopak wplątał mi w nie zieloną plastelinę, kiedyś były długie niemal do pasa.
- Nie, nie wkładam też soczewek i nie noszę push-upów!
Nie wiem, czemu zareagowałam tak ostro, ale byłam zdenerwowana, i odeszłam stamtąd. Nie żeby szyna na nodze i konieczność poruszania o kulach mi w tym pomogła.
Udałam się w jedyne miejsce, gdzie czułam się jak w domu.
Plaża.
Złoty piasek wsypywał mi się do trampków, więc rozsznurowałam je i teraz, nagrzany od promieni słonecznych, parzył mnie w stopy.
Trochę mnie to obraziło, ponieważ byłam naprawdę dumna ze swoich włosów i bardzo je lubiłam.
Dlaczego pytał, czy je farbuję?
Moje włosy są platynowe. Nie zupełnie białe, sięgają mi mniej więcej do ramion. Ostatnio musiałam je ściąć, bo pewnien chłopak wplątał mi w nie zieloną plastelinę, kiedyś były długie niemal do pasa.
- Nie, nie wkładam też soczewek i nie noszę push-upów!
Nie wiem, czemu zareagowałam tak ostro, ale byłam zdenerwowana, i odeszłam stamtąd. Nie żeby szyna na nodze i konieczność poruszania o kulach mi w tym pomogła.
Udałam się w jedyne miejsce, gdzie czułam się jak w domu.
Plaża.
Złoty piasek wsypywał mi się do trampków, więc rozsznurowałam je i teraz, nagrzany od promieni słonecznych, parzył mnie w stopy.
Osunęłam się na ziemię tuż przy wodzie, tak aby delikatne fale obmywały moje stopy.
W sumie powinnabyłam tam wrócić i przeprosić za mój nagły wybuch godny dziecka Aresa, ale w tym samym momencie zauważyłam ciemnowłosego chłopaka siedzącego kilka metrow dalej, z nogami podkulonymi pod brodę, i zamkniętymi oczami. Oddychał powoli, widocznie szukał samotności. Uśmiechał się lekko.
Zastanawiałam się, kto zostawia wszystko i idzie pomyśleć na plaży?
Między innymi ty, idiotko.
Rzeczywiście. Od kiedy pamiętam, zawsze, gdy miałam jakiś problem, wychodziłam na plażę. Szum fal pomagał mi się skupić, a ciepło promieni słonecznych sprawiało, że uciekało ze mnie całe napięcie.
- Wiem, że tam jesteś - usłyszałam nagle. Spojrzałam na chłopaka, który wciąż siedział z zamkniętymi oczami. - Chodź, przysiądź się.
Posunęłam tyłkiem po piasku i znalazłam się obok niego.
- Hej - przywitał się. Nie pozostało mi nic, jak tylko robić to samo.
- Hej.
- Co u ciebie?
Rozmawiał ze mną jak ze strarą kumpelą, a nawet nie znałam jego imienia. Nadal nie otwierał oczu.
- Bywało lepiej.
Nie wiem, czemu, ale czułam, że chłopak mnie nie wyśmieje ani nic w tym stylu.
- A cóż takiego się stało?
Wzruszyłam ramionami, jakby to była drobnostka.
- Bez powodu nakrzyczałam na Maxa Stonera.
- Bez powodu?
- Naśmiewał się z moich włosów.
- Bo może są śmieszne.
- Nie są!
- Nie krzycz, proszę. Może po prostu przeprosić za swój wybuch?
- Latwo ci mówić, kimkolwiek jesteś.
- Jestem herosem jak każdy tutaj, Leanne-Olivio Riley-Asplin.
Po czym wstał i poszedł sobie, zostawiając za sobą w piasku ślady stóp.
W sumie powinnabyłam tam wrócić i przeprosić za mój nagły wybuch godny dziecka Aresa, ale w tym samym momencie zauważyłam ciemnowłosego chłopaka siedzącego kilka metrow dalej, z nogami podkulonymi pod brodę, i zamkniętymi oczami. Oddychał powoli, widocznie szukał samotności. Uśmiechał się lekko.
Zastanawiałam się, kto zostawia wszystko i idzie pomyśleć na plaży?
Między innymi ty, idiotko.
Rzeczywiście. Od kiedy pamiętam, zawsze, gdy miałam jakiś problem, wychodziłam na plażę. Szum fal pomagał mi się skupić, a ciepło promieni słonecznych sprawiało, że uciekało ze mnie całe napięcie.
- Wiem, że tam jesteś - usłyszałam nagle. Spojrzałam na chłopaka, który wciąż siedział z zamkniętymi oczami. - Chodź, przysiądź się.
Posunęłam tyłkiem po piasku i znalazłam się obok niego.
- Hej - przywitał się. Nie pozostało mi nic, jak tylko robić to samo.
- Hej.
- Co u ciebie?
Rozmawiał ze mną jak ze strarą kumpelą, a nawet nie znałam jego imienia. Nadal nie otwierał oczu.
- Bywało lepiej.
Nie wiem, czemu, ale czułam, że chłopak mnie nie wyśmieje ani nic w tym stylu.
- A cóż takiego się stało?
Wzruszyłam ramionami, jakby to była drobnostka.
- Bez powodu nakrzyczałam na Maxa Stonera.
- Bez powodu?
- Naśmiewał się z moich włosów.
- Bo może są śmieszne.
- Nie są!
- Nie krzycz, proszę. Może po prostu przeprosić za swój wybuch?
- Latwo ci mówić, kimkolwiek jesteś.
- Jestem herosem jak każdy tutaj, Leanne-Olivio Riley-Asplin.
Po czym wstał i poszedł sobie, zostawiając za sobą w piasku ślady stóp.
Leanne
Max
Megi
Sophie
Hej! Super rozdział :D
OdpowiedzUsuńWchodzę sobie jak zwykle na Twojego bloga i myślę sobie, że pewnie nic nowego nie ma, bo dzisiaj miałam raczej kiepski dzień i nie liczyłam na nic szczęśliwego.... No więc wchodzę tu sobie i... Jacie! Nowy rozdział! No to dalej do czytania! Czytam sobie, jestem gdzieś przy "To miejsce było niesamowite" i... Nagle woła mnie mama, że jak nie zejdę, to będzie bardzo zła i tak dalej... Więc musiałam przerwać! No i byłam pewna, że nie będę już pierwsza z komentarzem, ale jestem jednak! Do tego musiałam przerwać czytanie, a możesz mi wierzyć, że nie lubię tego robić... :D Ale trudno... Jak już mówiłam rozdział świetny :)
Super zdjęcia! ;P Prawie tak ich sobie wyobrażałam! :D
Jestem niezwykle ciekawa kto to był, ten chłopak na plaży, że znał jej pełne imię i nazwisko... Jestem tak ciekawa, że aż strach, więc błagam Cię, żebyś szybko pisała dalej! :(
Ale się rozpisałam... Ech... :D
Weny Ci życzę! I masła orzechowego! I żelków! I nutelli! I wszystkich dobrych słodyczy!!!
też nienawidzę, kiedy ktoś mi przerywa pisanie/czytanie, know that feel, bro!
Usuńwięcej tych słodyczy, bo mammariss ma za malą dupę!! :D
dzięki wielkie :3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWięc może zacznę od tego, że trafiłam tu dzięki Spite X :D
OdpowiedzUsuńZostawiła mi linka do twojego opowiadania na moim blogu i z ciekawości kliknęłam...Powiem tylko jedno KOCHAM TĄ HISTORIĘ *.*
Przeczytałam wiele historii o herosach, ale ostatnio trudno było mi znaleźć coś ciekawego ( ciągle jedno i to samo :p ) Ale twój blog mnie intryguje ;] Mogę Cię zapewnić, że zostaną twoją stałą czytelniczką ^^
A teraz co do rozdziału:
Nie wyłapałam większych błędów, ale to dlatego, że twoje opowiadanie tak mnie wciągnęło, że nie zwracałam uwagi na nic innego niż fabuła :3
Zastanawiam się kto jest ojcem Maxa ... Szczerze to mam nadzieję, iż będzie to Hades *.* Dlaczego ?
Po pierwsze bo jest to mój ojciec, a mieć takiego brata... cudo *.*
Po drugie zachowanie Maxa jest takie typowe dla"buntowników" czyli dla synów Hadesa xD Tak moja popaprana LOGIKA ;-;
A co do Leanne, to według mnie jest ona córką Posejdona :3 Tak na marginesie uwielbiam gościa :D.. no bo Heloo ?! On spłodził Perci'ego !! Jak go można za to nie kochać ? XD
A wracając do tematu...Cytuję:
"Udałam się w jedyne miejsce, gdzie czułam się jak w domu.
Plaża."<------ Jawny dowód na to, że mam rację ~u~
I najważniejszy powód, dzięki któremu wiem, że mam rację to....... TWÓJ SZABLON :D
No bo to są FALE... MORSKIE FALE... POSEJDON... MAMA LEANNE...SPOTKANIE... SPŁODZENIE CÓRKI... MATKO TE MOJE SKOJARZENIA... -.-
No ludzie czy to nie oczywiste ?! ;-;
Tssaa ja taki Sherlock Holmes ._.
No i na koniec życzę Ci mega wielkiej potrójnej nie poczwórnej do kwadratu przez pierwiastek razy dziesięć WENY :3 !!!!
Pozdrawiam Lagerka ^u^
I zapraszam do siebie http://potomkowieherosow.blogspot.com/ :3
I tak te spacje pomiędzy wypowiedziami to mój taki szatański plan, żeby przedłużyć komentarz :-:
Tak wiem to takie żałosne usunąć swój komentarz, żeby zaraz dodać drugi tylko dośmieszniony i takie "LEPSZY" :-:
UsuńJestem ofermą życia :c
No MATKO EDYTOWAĆ KOMENTARZ ŻEBY GO DOŚMIESZNIĆ XD
Tylko idiota by to zrobił ;-;
~I tu wielka strzałko nad moją głową z napisem IDIOT SUCKS~
SPOKO, ja też jestem idiotką. Normalka, jeśłi o mnie chodzi.
Usuńlajk dla Twojego ojca (y)
dziękuję Ci bardzo :3
Świetne (*^_^*)
OdpowiedzUsuńAle Mammariss! To jest świetne
OdpowiedzUsuńOjcem Leanne na pewno jest Posejdon! Na stówę albo nie nazywam się Luna :P
Ten Fragment o Leonie mnie rozwalił. Ale zgadzam się z Sophie :3
Nawrzeszczeć na gościa bo śmiał się z twoich włosów? okej to zupełnieee normalnee xD
Pozdrawiam i życzę dużo weny żelków ciastków i lodów.
kurna miało być Ave a nie Ale
Usuń"ale" też może być :3
Usuńdzięki dzięki dzięki <3
LOENATORS
TAAAAKAAA MOTYWACJAAA od was wszystkich!!
Leonators forever xD
UsuńA to wszystko dzięki mnie! (Ach skromność... Chodzi o to, że to ja powstawiałam linki na tego bloga wszędzie!!! :D)
UsuńSpite X - ogłąszam Cię najlepszą czytelniczką EVER.
UsuńCzuję się zaszczycona milady ;P
Usuńhttp://oboz-herosow-nico-di-angelo-spite.blogspot.com/p/liebster.html
OdpowiedzUsuńgratulacje! nominowałam Cię do Liebster Blog Award! Więcej w powyższym linku!
Hej! Sorry, że piszę tutaj, ale nie masz zakładki SPAM...
OdpowiedzUsuńU mnie nowiutki rozdział! :D ;P
nie mam zakładek, bo mi się nie chcą zrobić, jeśli mogę się tak wyrazić :P robię je i robię, a tu dupa... (płaczę)
UsuńOjej... :'(
Usuńokej, okej. Zachować spokój.
OdpowiedzUsuńŁALALALALALALALALALA
Dobra, teraz już naprawdę się uspokoję.
Jak możesz tak dobrze pisać ?
Znalazłam twojego bloga dzięki Spite X (dzięki wielkie) na
www.heroska-w-legionie.blogspot.com
Teraz będę zaglądać codziennie, żeby wiedzieć, czy już jest nowy. Całkowicie zgadzam się z Lagerką. Leanne musi być córką Posejdona. Nie ma innej opcji. Wszystkie znaki na ziemi i na niebie na to wskazują.
Jeszcze tylko zostawię linka do mojego bloga:
www.lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com
Bo mimo, że kocham Herosów to jestem też Potterhead :)
Jeśli ktokolwiek z was też to zapraszam. Koniecznie zostawcie komentarze, bo to daje porządnego kopa w dupę, żeby pisać :D
P.S
Sorry za błędy (jeśli są). Te wszystkie cholerne przecinki cały czas mi się mylą...
Ha! Wszyscy tu trafili dzięki mnie! :D
UsuńNo dobra... Ta skromność... ;P
żółwik za Potterhead :D
Usuńwalić spokój, ludzie szaleni i nieopanowani to ludzie szczęśliwi ;)
dzięki dzięki dzięki wielkie!
zajrzę na stopro na twego bloooga!
:D
żółwik. Herosi i Potterhead rządzą ;) No może jeszcze Nocni Łowcy, Niezgodni i Nefilowie :)
Usuńcałkowicie się z Tobą zgadzam :3
UsuńNiezgodni, Nocni Łowcy i Tribute :)
Zapomniałam dodać, że twój blog oficjalnie trafił na kartkę "Ulubione blogi" i zajął zaszczytne miejsce na moim biurku :)
OdpowiedzUsuńU mnie pojawił się rozdział-nierozdział :D
OdpowiedzUsuń